wtorek, 10 maja 2022

Rozdział 6

 

Nicole Intensywnie rozmyślała o tym co tym, czego w ciągu minionych dwóch godzin dowiedziała się od Logana, a były to naprawdę potworne i dość niepokojące rzeczy. Takie, które każdy zdrowo myślący człowiek wierzący w to co mówi nauka, podałby w wątpliwość. Te informacje zupełnie wytrąciły ją z równowagi i zaszokowały, sprawiając że miała coraz większy mętlik w głowie i nie wiedziała co miała myśleć w wyjątkowo nieciekawej sytuacji, w której się znalazła. Nicole była osobą, która raczej nie wierzyła w istnienie rzeczywistości ani istot nadprzyrodzonych, magicznych tylko w to, co było potwierdzone. Dlatego też zdecydowanie odrzucała istnienie wampirów – istot demonicznych obecnych w wierzeniach ludowych w wielu kulturach, i związanych z przekonaniem, że niektórzy zmarli mogli wychodzić z grobów i wysysać krew swoich ofiar. W ten sposób demony te odżywiały swoje martwe ciała  i powstrzymywały proces jego rozkładu. Swoją działalność podejmowały tylko w nocy, gdyż światło słońca jest dla okazywały się dla nich zazwyczaj zabójcze. Istoty te sypiały przeważnie w trumnie, w swojej rodzinnej posiadłości.

Nie potrafiła zaakceptować istnienia innego, wrogiego świata, o którym dopiero co się dowiedziała i na dodatek którego ona sama stała się teraz częścią, jak wynikało ze słów tego mężczyzny. Według tego co powiedział Logan, który znalazł ją leżącą na poboczu drogi będącą w stanie agonalnym, i postanowił uratować jej życie, poprzez podanie jej własnej krwi, twierdził, że dzięki temu teraz ona stała się jednym z tych stworzeń, podobnie jak on sam. Najpierw ją zabił, zastąpił jej krew swoją, po to, aby następnie ją wyleczyć i przemienić w żądne krwi monstrum. Pomimo zmian jakim był poddany jej umysł, ciało dziewczyny przetrwało i stało się znacznie lepsze oraz efektywniejsze. Przynajmniej tak stwierdził Logan, który uważał się za jej Mistrza (jak sam to określił) oraz zaproponował, że zaoferuje jej swoją pomoc. Co było oczywiste nie uwierzyła w ani jedno słowo, które wypowiedział, co więcej uznawała go za jedną z tych osób, które najprawdopodobniej uciekły prosto ze szpitala dla umysłowo chorych. Była tak długo pogrążona w ponurych wizjach, które przecież niczego nie mogły naprawić, dopóki nie rozległo się ciche pukanie do drzwi i nie wyrwało jej z zamyślenia.

— Tak? – zapytała cichym, wciąż słabym i ledwie słyszalnym głosem, który był niczym szept, będąc odrobinę zaskoczona.

Do pokoju wszedł Logan poruszając się cicho i niemalże bezszelestnie, niczym polujący drapieżnik zbliżający się do swojej ofiary, by zadać ostateczny, śmiertelny cios.

– Dzień dobry. – przywitał się krótko – O, widzę, że już się obudziłaś. Mam nadzieję, że dobrze spałaś. – Uśmiechnął się delikatne i ostrożnie – Pomyślałem, że może chciałabyś się czegoś napić. Nic nie piłaś i musisz być spragniona. – Powiedział i nie czekając na jej reakcję, postawił wysoką szklankę na nocnej szafce stojącej obok łóżka.

– Co to jest? – Zadała pytanie, chociaż podświadomie wiedziała co znajduje się w szklanym naczynku. Podpowiadał jej to instynkt, jakaś mroczna część jej natury, o której istnieniu do tej pory nie miała pojęcia. Gdzieś tam w głębi siebie czuła, że jej organizm, aby w pełni się zregenerować potrzebuje do tego celu krwi.  Chociaż jej umysł nie chciał przyjąć tego do wiadomości, ale na samą myśl o tym, że miałaby pić posokę, zaczęła odczuwać nieprzyjemne drapanie w gardle. –  Naprawdę chcesz, żebym to wypiła? – zapytała, wykrzywiając usta w podkówkę i marszcząc nos, bo jej nozdrza podrażniła delikatna woń krwi. – Nie pachnie zbyt dobrze. – dodała, nie próbując nawet ukrywać grymasu wyrażającego obrzydzenie.

– To coś czego potrzebuje twój organizm – odparł, posyłając w jej kierunku niepewny, ale zachęcający uśmiech, ukazujący rząd równych i wyjątkowo białych zębów, i przysunął bliżej kubek. Zapewne gest ten miał oznaczać zaproszenie, jak podejrzewała – Spróbuj.

Od mocnego, intensywnego zapachu krwi, aż zakręciło się jej w głowie i poczuła wyjątkowo nieprzyjemny skurcz i ssanie, gdzieś w okolicy żołądka. Podejrzewała, że ten gest, to było zaproszenie, które powinna przyjąć. Zaakceptowała je, chociaż nadal nie potrafiła przezwyciężyć naturalnej awersji, jeśli chodziło o picie krwi. Po prostu jeszcze nie była przygotowana na to w psychicznym sensie i miała zdecydowane opory przed jej spróbowaniem.

– O mój Boże.  – Kilka razy zamrugała szybko, widocznie skołowana i zszokowana. – Czy to naprawdę jest ludzka krew?

– Krew pobrana i przechowywana przez ponad kilka godzin jest znacznie mniej zadowalająca niż świeża krew spożyta bezpośrednio od żywej ludzkiej ofiary. – Wyjaśnił rzeczowym tonem Logan – Nie jest tak dobra, jak ciepła świeża krew prosto z żyły, pochodząca od zdrowego dawcy, ale jest podobnie przyswajalna.

– Naprawdę chcesz, żebym to wypiła? – zapytała, wykrzywiając usta w podkówkę i marszcząc nos, bo jej nozdrza podrażniła delikatna woń krwi. – Nie pachnie zbyt dobrze. – dodała, nie próbując nawet ukrywać grymasu wyrażającego obrzydzenie. Nieoczekiwanie jednak poczuła jak pragnienie rośnie – sygnalizował to szum krwi płynącej w jej żyłach i przyspieszone bicie serca. Jej puls wzrósł gwałtownie i nie potrzebowała lustra, żeby wiedzieć, że tęczówki jej oczu są srebrne.
Musiała czymś zająć swoje myśli, i pozostać skupioną, żeby tylko nie koncentrować się na silnym uczuciu głodu, który palił jej wnętrzności i sprawiał, że czuła się wręcz oszołomiona. Nagle poczuła bolesny, silny skurcz żołądka, który zwinął się w węzeł i skurczył się gwałtownie do wielkości orzecha włoskiego, potem uderzenie kwasów o podniebienie. Ten ból był tak szybki i dojmujący, że twarz Nicole mimowolnie wykrzywiła się w grymasie bólu, a dziewczyna skuliła się i otoczyła brzuch rękoma, mając wrażenie, że jeśli tego nie zrobiłaby, to jej ciało zaczęłoby rozpadać się na milion kawałków. Zamiast na pragnieniu, spróbowała skupić się na oddychaniu, na braniu spokojnych wdechów i wydechów, co nie było wcale takie łatwe, bo Jej gardło było podrażnione, bardzo obolałe i suche. Tak wyschnięte na wiór, że z trudem mogła przełykać słodką, gęstą ślinę, która napływała jej do ust. Chociaż w jej gardle nic nie zalegało, to miała wrażenie, że było ściśnięte i czymś zatkane, jakby znajdowało się tam jakieś ciało obce, a w krtani pojawiło się uczucie zalegania śluzu, mocne pieczenie i drapanie. Silny ból promieniował z krtani w dół i w górę – eksplodował obejmując całą czaszkę niczym imadło i naciskał z taką siłą, jakby za chwilę miała wybuchnąć. Wreszcie przestała się temu opierać  owinęła dłoń wokół szklanki, zaciskając palce i uniosła ją, ostrożnie upijając niewielki łyk, teraz już zimnej krwi i odstawiła naczynie na stół. wiedząc, że to był prawdziwy koniec ludzkiego życia i początek życia jako  krwiożercze monstrum spragnione ludzkiej krwi. Cóż, przynajmniej w teorii.  Przełknęła, krzywiąc się przy tym lekko, jakby zjadła plasterek cytryny, albo wypiła jakieś gorzkie lekarstwo. Dziewczyna oczywiście sprowadziła fizyczną reakcję swojego organizmu do psychologicznej awersji na pomysł picia krwi.

– O, Boże! – Nicole wypluła krew z powrotem do kubka i odepchnęła naczynie ze wstrętem, nie próbując nawet powstrzymać grymasu obrzydzenia, z którego nawet nie musiała zdawać sobie sprawy, pojawił się na jej ustach i sprawił, że zadrżały jej nozdrza. – Jak ty to możesz to pić? Obrzydlistwo! Śmierdzi gorzej niż skunks! Jesteś pewien, że nie jest zepsuta?

–  Na pewno nie jest zepsuta – zapewnił ją Logan zachowując przy tym minę pokerzysty. – Chociaż to produkt najniższej jakości. – Marszczył czoło pod czarnymi włosami bezwładnie opadającymi mu na oczy i sprawiał wrażenie, jakby coś lub ktoś go martwiło.

– Który w dodatku smakuje i pachnie wyjątkowo obrzydliwie. Nie mam zamiaru tego pić. To mogłoby mi nawet zaszkodzić. – Ostatnie zdanie wypowiedziała czystym, zdecydowanym tonem.

– Przepraszam – powiedział jakoś mało przejęty Logan. Chichocząc pod nosem, zabrał kubek i przysunął jej pudełko z chusteczkami, które wyjął z szuflady nocnej szafki. –  Minie trochę czasu zanim twój żołądek się przyzwyczai, ale wkrótce  powinnaś przywyknąć do tego smaku. Powinienem był cię ostrzec.

Nicole skrzywiła się, sięgnęła po jedną z chusteczek znajdujących się w opakowaniu i wytarła usta, z posoki, której nie zdążyła zwrócić.

– Nie sądzę, żebym w najbliższym czasie miała do niego dojrzeć. Przecież to smakuje obrzydliwie w dodatku jest stare i zimne! Nie smakuje mi to!

Język miała oblepiony gęstą, zimną krwią o wyraźnie wyczuwalnym, metalicznym posmaku. Logan westchnął ciężko, widocznie zrezygnowany i zmarszczył gładkie czoło w skupieniu. Odezwał się dopiero po krótkiej chwili, a w jego głosie dało się słyszeć nerwowe napięcie i zmartwienie.

– Wcale się tobie nie dziwię.  – Wykrzywił usta w grymasie przypominającym kwaśny uśmiech i spojrzał na nią przepraszająco. – Poczęstowałem cię mieszanką zawiesistej, pełnej skrzepów krwi palaczy z dodatkiem cuchnącej posoki uzależnionych od marihuany i osób przyjmujących valium. Mikstura ta co prawda posiada minimalne wartości odżywcze i nie była szkodliwa dla zdrowia, lecz charakteruje ją wyjątkowo nieprzyjemne konsystencja i zapach. A jak się czujesz? – zapytał z troską niczym najczulsza matka.

Musiała chwilę zastanowić się nad tym, co miała mu odpowiedzieć, wreszcie po krótkiej sesji myślenia odparła po prostu:

– Jestem głodna.

Przypomniała sobie, że ostatni prawdziwy posiłek zjadła jeszcze przed tym, jak nastąpił atak na nią. Słysząc te słowa niespiesznie pokiwał głową, jakby zrozumieniem i współczuciem dla niej.

–  Tak jak podejrzewałem. Problemem jest to, że od momentu, kiedy się obudziłaś minęło kilka godzin a ty nadal się nie pożywiłaś. Powinnaś to zrobić najlepiej od razu po przebudzeniu się. – pouczył delikatnym, ale stanowczym tonem – Tylko krew może zaspokoić ten głód.

– Rozumiem – mruknęła pod nosem, do siebie, ale i tak ją usłyszał – Ale co będzie, jeśli nie będę mogła... – zawiesiła głos, ktory brzmiał dla niej dziwnie obco, bo był ochrypnięty i zrobiła dramatyczną pauzę, która nie trwała dłużej niż kilka sekund – albo nie będę chciała jej pić?

–  Rozmawiliśmy o tym całkiem niedawno, pamiętasz? – odparł poważnym tonem ściągając gniewnie brwi. – Musisz dokończyć proces przemiany.

– Co się stanie jeśli tego nie zrobię?

– Będziesz stawała się coraz słabsza i słabsza a potem...  po prostu będzie koniec.

– Będę martwa! – wykrzyknęła, otwierając szeroko oczy, w których miała łzy, wielkie jak ziarenka grochu. Trzymały się one powiek, nie chcąc spaść. Pociągnęła nosem kilka razy, i przetarła go chusteczką, z wielkim trudem powstrzymując się od płaczu, ale jej i tak ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch. – Nie chcę umierać. – powiedziała ledwie słyszalnym szeptem, głosem drżącym z przejęcia i tlumionych w środku emocji. Czując jak ogarnia ją rozpacz, schowała twarz w obu dłoniach i zaczęła głośno szlochać, nie próbując nawet uspokoić nierównego oddechu. Nagle umilkł jej płacz, odjęła ręce od twarzy i spojrzała na niego z niewysłowionym smutkiem i wzrokiem zbitego psa. Jej gospodarz usiadł przy niej na skraju łóżka, wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej ramienia, jakby chciał ją pocieszyć i dodać otuchy.

– Wszystko będzie w porządku – powiedział delikatnie. – Musisz tylko się pożywić.

– Pożywić?

— Znajdujesz się w tak zwanym okresie przejściowym nie jest ani naprawdę żywa, ani naprawdę martwa, dopóki nie dokonasz wyboru, czy zakończyć przejście, czy powstrzymać się od karmienia i ostatecznie umrzeć. Aby tego uniknąć, musisz dokończyć proces przemiany. Musisz szybko podjąć tę decyzję, bo czasu masz mało. Tylko kilka godzin, może mniej.

– W takim razie co powinnam zrobić?

– Musisz skonsumować znaczną ilość ludzkiej krwi, co najmniej wartości jednego łyka, w przeciwnym razie umrzesz.

–  Nie mogę tego zrobić. Nie chcę być wampirem! – Gwałtownie zerwała się z łóżka, gdyż uznała, że najwyższy czas brać nogi za pas, bo przez minione dwa dni, nasłuchała się wystarczająco tych nieprawdopodobnie brzmiacych opowieści o krwiopijcach.
Gdy wreszcie wycieńczona Nicole stanęła na nogi i zrobiła kilka niepewnych kroków w kierunku sypialnianych drzwi, które staly przed nią otworem, poczuła się tak słabo, że zaczęła rozważać porzucenie planu ucieczki. Niestety mięśnie nóg, które miała jak z waty zawiodły ją już w połowie drogi i miękko upadła na wyłożoną panelami w odcieniu miodu, podłogę. Logan ignorując jej słabe protesty i delikatne kuksańce, jakie w niego wymierzała, zaciśniętymi w pięści rękoma, pomógł jej wstać, ostrożnie biorąc ją pod ramię.

– Bycie wampirem naprawdę nie jest aż tak straszne. – Ton jego głosu był spokojny i opanowany. – Zobaczysz, że można przywyknąć. – Wyswobodziła się z jego uścisku trochę zbyt szybko i cofnęła się o krok, wpatrując się w niego pełnym błagania wzrokiem i chcąc tym samym, żeby zrozumiał przez co ona przechodziła.–  Chciałbym z tobą poważnie porozmawiać.

– Niby o czym?

– Jak starałem Ci się wyjaśnić, zostałaś przemieniona w wampirzycę.

– Dlaczego?

– Ponieważ miałeś pecha i znalazłaś się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie. Ponieważ życie i śmierć są niesprawiedliwe. Z mojego powodu.

– Dlaczego? – zapytała ponownie, groźnie ściągając brwi i krzyżując ręce na klatce piersiowej.

– Posłuchaj mnie... – zaczął pojednawczo – Wampir, który cię zaatakował brutalnie rozerwał ci gardło, ale nie zdążył się pożywić, bo gdy usłyszał, że się zbliżam spłoszył się i uciekł – Starał się mówić spokojnie, ale Nicole czuła, że powoli zaczyna on tracić cierpliwość do niej. – Przemieniłem cię aby ocalić ci życie.

Jej prawa dłoń odruchowo powędrowała w okolicę szyi, dotknęła miejsca, gdzie została ugryziona. Skóra była gładka i czysta, nie znalazła żadnych ran czy bandaży, chociaż wiedziała, że powinna zostać chociażby mała blizna.

– Jestem martwa. Zmieniłeś mnie w pozbawionego duszy potwora! – warknęła czując jak jej twarz wykrzywia grymas złości mieszającej się z gniewem. Furia rosła w niej w zastraszającym tempie, gwałtownie i silnie. Nie opierała się jej, tylko pozwoliła, aby przejęła nad nią kontrolę. Czaiła się pod samą skórą, jakby jej ciało było o rozmiar za małe, żeby ją całą zmieścić. Jakby nie pasowało. Skuliła ramiona zirytowana, ale złość nadal puchła. Niespodziewanie zapragnęła coś uderzyć, walczyć z czymś... wgryźć się coś swoimi nowymi, ostrymi jak brzytwa psimi zębami.
Wpatrywała się w niego oskarżycielskim wzrokiem i gdy wypowiadała te słowa, za każdym razem dżgała palcem powietrze, jakby chciała podkreślić ich wagę. – Zabiłeś mnie!

– Nie, wcale cię nie zabiłem. To nie tak, w każdym razie nie do końca. Piłaś moją krew i podobało Ci się to. Chłeptałaś ją niczym kociak mleko.

– Przecież to jest okropne! Obrzydliwe!

– To wcale nie jest obrzydliwe. – powiedział – Twoja krew została zabrana i zastąpiona moją. Podzieliłem się z tobą swoją esencją życiową. W twoich żyłach płynie teraz moja krew, dzięki czemu masz w sobie część mnie.

– To chore i obrzydliwe. – powtórzyła.

– Wcale nie. – upierał się wciąż, coraz mocniej poirytowany. – Picie krwi wampira wchodzi w część procesu zwanym przemianą. To jest tradycja, część procesu. To magiczne. Nawet my nie do końca rozumiemy, jak to działa.

– Teraz jestem nieumarła.

– Wcale nie jesteś nieumarła. Nie jesteś nieumarła, ani nie jesteś chodzącym trupem, a Buffy nie jest wiarygodnym źródłem anatomicznym. Nie umarłaś tej nocy, gdy cię znalazłem.  Twoje serce nigdy nie przestało bić i nie przestanie. Jesteś teraz lepsza, genetycznie, niż byłaś wcześniej. Drapieżnik. Szczyt łańcucha pokarmowego. Uczyniłem cię nieśmiertelną, zakładając, że będziesz się trzymać z dala od kłopotów.

– Więc czym teraz jestem? – Opuściła ręce zrezygnowana i teraz wisiały one luźno  wzdłuż boków.

Twarz Logana, jego twarz była pogodna i kompletnie pewna.

– Jesteś moja. Jesteś moim wampirem. Moim przedmiotem.

Ta zaborczość słyszalna w jego głosie wywołała w niej gniew, który rósł, zakwitał i pędził przez jej ciało z ciepłem docierających aż do palców u stóp.

A potem stało się z nią coś, czego nie potrafiła zrozumieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

rozdział któryś tam

 ♣️PISANE OD NOWA!♣️ Z trudem mogła złapać oddech, przed jej oczami zatańczyły czarne plamki, a pokój zaczął wirować wokół niej w zawrotnym ...