wtorek, 22 marca 2022

Rozdział pierwszy

            Trzęsąc się z przenikającego jej ciało zimna, Nicole mocno naciągnęła kaptur na głowę i wcisnęła skostniałe i ręce w kieszenie kurtki. W ten sposób próbowała ochronić się przed lodowatym wiatrem smagającym jej policzki i chłodem, lecz nie przynosiło to żadnego rezultatu. Dookoła niej panowały niemal nieprzeniknione ciemności i względna, wręcz niepokojąca cisza, która wydawała się tak przerażająco nienaturalna, że każdy najmniejszy szelest wydawał się hałasem. Przerywało ją jedynie od czasu do czasu ciche miarowe i spokojne cykanie świerszczy w trawie i złowieszcze pohukiwanie starej, samotnej sowy. Natomiast gęsta mgła snująca się nisko przy ziemi w znacznym stopniu ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Nawet po upływie paru minut, jak wzrok przyzwyczaił się do wszechogarniającego mroku, nadal ledwie dostrzegała kształty drzew i krzewów rosnących po obu stronach pobocza. Natomiast gęsta mgła snująca się nisko przy ziemi w znacznym stopniu ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów.

Mieszkała w niewielkiej dzielnicy mieszczącej się na północnych obrzeżach miasta, która według powszechnie panującej opinii wielu jej mieszkańców uchodziła za względnie spokojną. Pomimo tego, niezwykle rzadko zdarzało się, że dziewczyna wychodziła gdzieś sama, jakby obawiała się, iż mogło przydarzyć się jej coś wyjątkowo złego. Zwłaszcza po zapadnięciu zmroku starała się raczej unikać samotnych przechadzek, po okolicy,  gdyż dobrze wiedziała, że  te znajome tereny nie należały do szczególnie bezpiecznych. W niewielkim liczącym zaledwie szesnaście tysięcy mieszkańców miasteczku, bowiem niemal codziennie pojawiało się jakieś nieznane oraz podejrzanie wyglądające towarzystwo, przejawiające agresywne zachowanie wobec najbliższego otoczenia. Chociaż nigdy Nicole nie uważała się za osobę wyjątkowo strachliwą, głównie dlatego, że przez dwadzieścia lat jej życia, nie przytrafiło się jej nic traumatycznego oprócz niefortunnego wypadku którego doświadczyła, gdy we wczesnym dzieciństwie złamała nogę, spadając z drabiny prowadzącej na strych. Posiadała jednak to niezwykle wybujałą wyobraźnię, która podsyłała jej same najczarniejsze scenariusze, więc  obawiała się, że mogłaby przypadkiem natknąć się na tych chuliganów i stać się ich ofiarą. Ponadto na osiedlu, cieszącym się raczej dobrą reputacją, coraz powszechniej dochodziło do niezbyt poważnych przestępstw takich jak drobne kradzieże mienia czy wykroczenia. Niestety niektórzy mieszkańcy nie usiłowali się podejmować jakichkolwiek działań, mających na celu ograniczenie aktów wandalizmu, ponieważ najczęściej uznawali że tego typu incydenty ich nie dotyczyły.Jakby tego było mało, całkiem niedawno podczas przeglądania rubryk zamieszczonych w lokalnym brukowcu, natrafiła na pewien interesujący artykuł. Pisano w nim, że grupa ludzi, która udała się na biwak w  pobliskim lesie, zupełnie przypadkiem dokonała makabrycznego znaleziska.W czasie kempingu natknęli się na ludzkie szczątki płci żeńskiej, w stanie intensywnego rozkładu i należące najprawdopodobniej do Kelly Anderson — młodej dziewczyny, której zaginięcie rodzina zgłosiła zaledwie kilka miesięcy wcześniej. To zabójstwo zainteresowało prawie wszystkie miejscowe media i przez wiele tygodni nie znikało z nagłówków gazet, a także czołówek wiadomości, szybko stając się tematem numer jeden odnośnie najróżniejszych plotek. Ponadto Nicole dowiedziała się iż, tutejsza policja zaangażowała w rozwiązanie tej sprawy wszystkie dostępne środki, jednakże mimo podjętych starań, mordercy wciąż nie udało się schwytać. Dwudziestolatka wracała właśnie z pracy do domu po zakończeniu drugiej zmiany.

Od dziesięciu miesięcy pracowała w dużym zakładzie produkcyjnym zajmującym się produkcją serów. Była pracownikiem produkcji niższego szczebla, a więc była pracownikiem fizycznym. Zajmowała się ona najczęściej pracą przy linii produkcyjnej,a do jego głównych zadań należało wykładanie towarów na taśmę produkcyjną, etykietowanie ich, a następnie pakowanie. Ostatnim elementem pracy na produkcji było w tym przypadku załadunek towarów i odpowiednie przygotowanie ich do wysyłki. Praca była dla niej dosyć ciężka, ale przynajmniej co miesiąc miała stały dopływ gotówki, który pozwolił się jej uniezależnić od rodziców, przynajmniej jeśli chodziło o kwestie związane z finansami. Zewsząd Nicole otaczała głucha cisza, chociaż co prawda z oddali co dało się usłyszeć odgłosy miasta, tutaj jednak wszystko spowite było swoistym bezruchem, pozbawionym dźwięków. Drzewa skutecznie tłumiły wszelkie hałasy, A jednak to one właśnie kreowały niesamowity, mroczny, przerażający nastrój. Każdy szelest liści, targanych słabym, chłodnym wiatrem, odbijał się głuchym echem, zdawał się być straszny i sprawiał, że chociaż Nicole miała na sobie kurtkę, po plecach przebiegł jej zimny, wyjątkowo nieprzyjemny dreszcz.

Czuła wręcz irracjonalny lęk, który niemalże odbierał jej zdolność logicznego myślenia, ale mimo to, krok za krokiem zagłębiała się w tą groźną scenerię niczym z krwawego horroru, gdzie ofiara kończy zwykle z wnętrznościami przewleczonymi na drugą stronę. Zdecydowanie musiała przestać oglądać tego rodzaju filmy, chociaż uznawała się za ich wierną fankę.

A teraz znajdowała się tutaj całkiem sama w środku nocy i to z własnej woli, narażając samą siebie na niebezpieczeństwo. Kto wie co mogło czaić się w gęstym nieprzeniknionym mroku... Gdyby ktoś ją tutaj zaatakował... Jak dużą szansę miałaby na to, aby zdołać się uratować? Nie mogłaby liczyć na niczyją pomoc, bo zwyczajnie w promieniu co najmniej kilkuset metrów nie było nikogo, kto mógłby pospieszyć damie znajdującej się w opałach.

„Jesteś taka niemądra, Nicole" — skarciła samą siebie w myślach, przeklinając własną głupotę. Dziewczyna poprawiła zsuwający się z ramienia pasek torebki i odruchowo spojrzała na zegarek, na jej nadgarstku, ale nie dane było jej dowiedzieć się, która aktualnie była godzina. Szybko sobie przypomniała, że kiedy szykowała się w pośpiechu (jak zwykle) do pracy, zostawiła go na nocnym stoliku obok łóżka.

Dookoła niej panowały niemal nieprzeniknione ciemności i względna, wręcz niepokojąca cisza, która wydawała się tak przerażająco nienaturalna, że każdy najmniejszy szelest wydawał się hałasem. Przerywało ją jedynie od czasu do czasu ciche miarowe i spokojne cykanie świerszczy w trawie i złowieszcze pohukiwanie starej, samotnej sowy. Natomiast gęsta mgła snująca się nisko przy ziemi w znacznym stopniu ograniczała widoczność do kilkudziesięciu metrów. Nawet po upływie paru minut, jak wzrok przyzwyczaił się do wszechogarniającego mroku, nadal ledwie dostrzegała kształty drzew i krzewów rosnących po obu stronach pobocza. Mimo wszystko nadal spięta do granic wytrzymałości przyśpieszyła kroku, starając się jak najszybciej dotrzeć do ruchliwego skrzyżowania, gdzie świat, jak się spodziewała, wydawał się jej znacznie bezpieczniejszy.

W miejscu, do którego właśnie doszła, ulica Zamkowa zakręcała ostrym łukiem w taki sposób, przez moment znalazła się otoczona zewsząd samym tylko lasem.

Przed sobą widziała jedynie pogrążony w ciemności las a odwróciwszy się i spojrzawszy za siebie ujrzała dokładnie taki sam widok jak ten z przodu. Ogarniające ją wcześniej uczucie strachu ponownie sięgnęło zenitu i dziewczyna zatrzymała się w pół kroku, rozglądając się wokół. Poczuła jak serce zaczęło walić jej niczym oszalałe. Byłam przerażona do granic możliwości, nie widząc niczego, poza mrocznymi drzewami, które zdawały się ją otaczać i zamykać niczym w klatce.Okrążały ją wręcz z każdej strony z każdej strony i odniosła złudne wrażenie, jakby zaczęły się do niej zbliżać. To co ona w tamtej chwili odczuwała nie było już tylko zwykłym strachem, lecz paraliżującym lękiem, z którym nie wiedziała, jak miała sobie poradzić. To zdawało się być o wiele silniejsze od niej samej.Jeszcze tylko kawałek i las się skończy. Mimo to myśl ta wcale nie była dla niej ani trochę pokrzepiająca. Wciąż potwornie się bała, ale tak w zasadzie to nie wiedziała nawet dlaczego, a przede wszystkim czego. Lekko przymknęła oczy, próbując zapomnieć o tym co ją otaczało; w myślach policzyła do dziesięciu i skupiła się na swoim oddechu, który próbowała uspokoić. Sama nie wiedziała nawet dlaczego i czego.

Gdzieś za sobą usłyszała głośny trzask łamiącej się gałęzi i to sprawiło, że dziewczyna przebudziła się i ruszyła biegiem przed siebie, pragnąc jedynie jak najszybciej wydostać się z tego okropnego miejsca, które przyprawiało o ciarki i szybsze bicie serca. Nie patrzyła się na boki, a jedynie kierując wzrok przed siebie wyczekiwała chwili, gdy w końcu znalazłaby się na otwartej przestrzeni, nie otoczonej żadnym cholernie przerażającym lasem. Jej płuca pracowały na najwyższych obrotach, nabierając powietrze z coraz to większym trudem, ale mimo to nie zatrzymywała się ani na moment i parła dalej.

W pewnej chwili w oddali ujrzała światła skrzyżowania oraz przejeżdzające samochody. Pojazdy, które od czasu do czasu przemykały pomiędzy okalającymi ulicę budynkami wydały jej się tak cudownie rzeczywiste. Małe kolorowe autka pojawiały się i równie szybko znikały, więc od razu poczuła niewysłowioną ulgę. Podczas gdy biegła, a odgłosy miasta docierały do niej z coraz większą intensywnością zwolniła i teraz szła. Minęła jeszcze kilka kamienic, które okalały skrzyżowanie, po czym znalazła się na skrzyżowaniu i głównej ulicy.

Musiała minąć jeszcze kilka przecznic, aby dotrzeć do domu, ale tym razem postanowiła skrócić sobie drogę powrotną, wybierając zupełnie inną trasę. Ze względu na wyjątkowo późną porę zazwyczaj ruchliwa i chętnie uczęszczana przez spacerowiczów oraz rowerzystów boczna uliczka, zupełnie opustoszała. Znów myślała nad tym, czy morderca gdzieś tam jest i czyha na kolejną ofiarę i pogrążona w tych ponurych rozmyślaniach, skręciła w niezbyt dobrze oświetlony obskurny zaułek, cuchnący kocim moczem i niewywiezionymi śmieciami. Właściwie to nigdzie jej się nie spieszyło; szła powoli, wsłuchując się w dźwięk podeszew swoich sportowych butów miarowo uderzających o asfaltową nawierzchnię drogi. Nieoczekiwanie usłyszała za sobą odgłos czyichś kroków przytłumionych przez trawę.

Nieco zaskoczona i zaabsorbowana tym faktem zatrzymała się i rozejrzała wokół mrużąc oczy mrużąc oczy i uważnie nasłuchując. Przez dłuższą chwilę nie działo się nic, co mogłoby ją zaniepokoić, lecz potem dźwięk powtórzył się, tym razem znacznie bliżej niej.

— Halo? Czy ktoś tu jest? — zapytała drżącym z przerażenia głosem, jednakże gdy to pytanie pozostało bez odpowiedzi, poczuła się jakoś nieswojo. — Chyba musiałam się przesłyszeć — mruknęła do siebie pod nosem.

Odwróciła się za siebie, aby upewnić się, czy aby na pewno nikt jej nie śledził. Wtedy zauważyła wysokiego mężczyznę, ukrywającego się pod rozłożystymi gałęziami jednego z chylących się ku ziemi drzew. Znajdowała się zbyt daleko, zatem nie widziała dokładnie rysów jego twarzy, jedynie ciemny zarys sylwetki postaci, okrytej długim płaszczem, albo peleryną. Stała tak przez moment i wpatrywała się w nieodległą postać ukrywającą się w pobliskich krzakach. Tymczasem nieznajomy nie wykonał żadnego ruchu, dlatego też zignorowała go i ruszyła dalej idąc znacznie szybciej niż przedtem.

Musiała przejść na drugą stronę, by dalej iść prosto i z tego co pamiętała w tą stronę było bliżej do przystanku autobusowego.

Szła teraz wzdłuż ruchliwej, lecz jak się prędko okazało jedynie za dnia, ulicy, a jednak pomimo to, że nie widziała żadnego przechodnia, to jednak wciąż mijały ją kolejne samochody. Latarnie uliczne świeciły żółtym blaskiem, widziała też liczne barwne reklamy, a światełka diodowych plansz mrugały do niej wesoło, sprawiając, że prawie zupełnie zapomniała o strachu, który towarzyszył jej jeszcze chwilę temu. Właściwie to nigdzie jej się nie spieszyło; szła powoli, wsłuchując się w dźwięk podeszew swoich sportowych butów miarowo uderzających o asfaltową nawierzchnię drogi. Dziewczyna pogrążona w posępnych rozmyślaniach nawet nie zauważyła, kiedy zboczyła z obranej przez nią trasy i znalazła się w innej części dzielnicy — wąskim zaułku zabudowanym niskimi starymi domami, w którym panowały egipskie ciemności.

Przerażająca scena, którą tam zobaczyła, sprawiła, że stanęła nagle w miejscu niczym wryta w ziemię. Dziewczyna zamarła zszokowana nie mogąc wydobyć z siebie żadnego dźwięku, chociaż otworzyła usta do krzyku. W wąskiej bocznej uliczce leżało nieruchome ciało martwej dziewczyny, a nad nią pochylał się jakiś wyjątkowo nieprzyjaźnie wyglądający mężczyzna. Nieznajomy osobnik był szczupły, miał krótkie czarne proste włosy, a jego twarz byłaby całkiem przystojna, gdyby nie była tak strasznie zakrwawiona i zdemorfowana, przypominająca oblicze samego szatana: Twarz zmieniła się z bladej w białą z wybrzuszonymi ciemnymi żyłkami, które stały się bardzo widoczne. Jego tęczówki skurczyły się, zmieniły się w nienaturalny odcień płynnego srebra, natomiast białka oczu były całkowicie czarne. Mężczyzna przerwał swój posiłek i popatrzył na Nicole z szerokim uśmiechem na ustach, ukazując w całej swej okazałości zakrwawione charakterystycznie wydłużone kły, które przywodziły na myśl zęby drapieżnika. Z ust ciekła mu cienka strużka krwi, która spływała mu po brodzie i to była najbardziej przerażająca rzecz jaką Nicole widziała w całym swoim dwudziestoletnim życiu.

— Witaj skarbie — powiedział bardzo spokojnym, niskim głosem, którego ton był głęboki i niemalże demoniczny — wygląda na to, że się zgubiłaś.

— Chyba... T... tak — wymówienie tych słów przyszło jej z trudem. Była bardzo blada i roztrzęsiona, tym co właśnie zobaczyła.

— Zobacz co jej zrobiłem. Ty też tak dzisiaj skończysz. To będzie ostatnia noc w twoim życiu.

Przesunął twarz swojej ofiary w lewo i prawo, żeby lepiej ukazać rozmiar obrażeń, których doznała dziewczyna. Już od dawna nie żyła, twarz miała tak zmasakrowaną i poharataną pazurami, że nie sposób było ją zidentyfikować, a gardło było całkowicie rozerwane. Na jej szyi znajdowały się dwie głębokie rany kłute się po obu stronach tchawicy. Z gardła Nicole wydobył niemalże zwierzęcy przeraźliwy krzyk, jakiego jeszcze nigdy nie słyszała i jaki można sobie było wyobrazić. Przerażający wrzask, w którym rozbrzmiewało śmiertelne przerażenie i jednocześnie wołanie, będące wołaniem o pomoc. Dziewczynie cała krew odpłynęła z twarzy i Nicole pobladła niczym wampir na widok krucyfiksu.

Uciekaj. Podpowiedział jej instynkt samozachowawczy. Ratuj się.

♠️♠️♠️

♠️ 2060 słów ♠️

Dziękuję za przeczytanie rozdziału! Jeśli rozdział się podobał, będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz po sobie ślad w postaci gwiazdki i komentarza! Bedankt!


rozdział któryś tam

 ♣️PISANE OD NOWA!♣️ Z trudem mogła złapać oddech, przed jej oczami zatańczyły czarne plamki, a pokój zaczął wirować wokół niej w zawrotnym ...