wtorek, 19 kwietnia 2022

Rozdział czwarty

 

— Dlaczego... potrzebuję ... — zapytała go głosem, który dawniej ciepły, delikatny, melodyjny i przyjemny dla ucha, teraz brzmiał słabo, a także piskliwie, przez co zdawał się nie należeć do niej samej, lecz do kogoś zupełnie innego.
Mężczyzna  przyjrzał się jej uważnie, uciszył ją zdecydowanym gestem dłoni i z wprawą pielęgniarki zmienił medyczną torebkę, w której niewątpliwie znajdowała się krew. Oczy Nicole zmrużyły się podejrzliwie i spięła się, kiedy przymocował woreczek do stanowiska dożylnego.
— Co ty robisz? — Pytanie, które zadała wydawało jej się rozsądne i oczywiste w tej sytuacji.
— Twoje ciało przechodzi duże zmiany, a wyleczenie cię zabiera dużo krwi. —  wyjaśnił cierpliwie i spokojnie, uśmiechając się do niej z czułością i życzliwością, ukazując przy tym rząd równych, zadbanych i zdrowych zębów. To był uśmiech tak szeroki, że na jego policzkach pojawiły się dwa urocze dołeczki, a pod oczami ledwie dostrzegalne zmarszczki mimiczne — To złagodzi skurcze i ból. Będziesz także mogła  zasnąć, a kiedy się obudzisz, poczujesz się znacznie lepiej niż dotychczas.
Widząc co zamierza zrobić, w pierwszej chwili Nicole zamierzała zaprotestować i może nawet zacząć wykłócać się z   tym nieznanym sobie mężczyzną, ale była bardzo osłabiona i wręcz wykończona kilkoma godzinami wypełnionymi wręcz niewyobrażalnym I torturami. Jednak w momencie, w którym krew prześliznęła się przez boleśnie wkłuty w jej przedramię zielony  wenflon i zaczęła napływać do jej ciała, część bólu i cierpienia, które odczuwała od przeszło kilku godzin, znacznie złagodziła się. Nicole w chwili wolnej od bólu spróbowała się odrobinę odprężyć, ponieważ poczuła niewysłowioną ulgę,  zupełnie jakby zjadła bardzo obfity i bogaty posiłek.   Trwała ona krótko, ponieważ została przyćmiona okropnym bólem w okolicy serca, które nadal niestrudzenie biło, wybijając szaleńczy rytm. Mężczyzna, który siedział na klasycznym drewnianym krześle przy łóżku na którym leżała Nicole i jej pilnował, sam musiał wychwycić tę zmianę. Powiedział,  z pełnym przekonaniem że niedługo cały proces dobiegnie końca i będzie po wszystkim. Jaki proces natomiast, tego nie wiedziała. Wcześniej nawet nie zwracała uwagi na jego obecność, ponieważ nie miała pojęcia, że w pokoju jest ktoś jeszcze oprócz niej, ale teraz ta myśl, że nie była sama, dodała jej otuchy i pozwoliła jej znosić kolejne fale bólu, który to raz po raz przychodził i odchodził.
Nie była pewna jak długo to trwało, ale wreszcie po upływie kilku dni albo nawet tygodni, poczuła, że ból znacznie zelżał i stał się mniejszy, a ona odzyskiwała kontrolę i odmierzała upływający czas licząc swoje płytkie oddechy zasysane przez  kurczowo zaciśnięte zęby. Wtedy wydarzyła się przedziwna rzecz: zupełnie niespodziewanie Nicole otworzyła szeroko oczy, zerwała się gwałtownie niczym zdalnie sterowana lalka, siadając na łóżku.
— To boli, to tak bardzo boli —  zaczęła zawodzić z rozpaczy, kiwając się do przodu, i do tyłu niczym dziecko cierpiące na chorobę sierocą.
— Dobrze znam ten ból, też go doświadczyłem dawno temu — powiedział sucho, głosem pozbawionym jakichkolwielk emocji — Ale wytrzymaj jeszcze trochę. Już prawie koniec.
Faktycznie, gdy tylko wypowiedział te słowa, ból powoli zaczął ją opuszczać, odchodzić w mrok niepamięci, stopniowo odpływając z łydek, przedramion i innych części ciała, pozostawiając je wolnymi od niego i błogo chłodnymi. Z gardła Nicole wydał się niemalże agonalny pisk, gdy ogień rozlał się po jej klatce piersiowej, sprawiając, że jej serce, które i tak biło nienaturalnie wydajnie, ponad swoje siły, pracowało jeszcze szybciej, o ile to było możliwe. To właśnie na tym jedynym ludzkim organie który jej pozostał, koncentrowały się wszystkie te rozlewające się i trawiące ją od dobrych kilku godzin płomienie, które rozlewały się po jej ciele. Gorące języki ognia lizały jej twarz, parzyły gardło, które było tak wyschnięte na wiór, że język przykleił się jej do podniebienia i teraz dziewczyna dosłownie umierała z pragnienia. Najbardziej męczył ją brak czegoś do picia — miała wrażenie, że spuchnięty język ledwo mieści się w ustach, gardło miała szorstkie jak kora drzewa i z coraz większym trudem przełykała ślinę. Poza tym dokuczała jej męcząca swędząca pustka w żołądku i dziwne uczucie głodu, który z minuty na minutę rósł coraz bardziej.
W dodatku wydawało się jej, że ona sama nie przypomina już człowieka, lecz raczej brykiet węgla drzewnego, gdyż w tamtym momencie właśnie tak się czuła. Nie potrafiła zlokalizować swojego ciała, które zamieniło się w stos zwęglonych, spalonych kości, a każda komórka już dawno obróciła się w popiół. Serce dziewczyny  postanowiło dać już z siebie wszystko. Hałasując niczym wirniki startującego helikoptera, jego uderzenia zlały się niemal w jeden donośny dźwięk i zdawać by się mogło, że ten mięsień lada moment połamie jej żebra, bo ogień i żar płonące w jego wnętrzu wysysały z członków Nicole resztki płomieni, żywiąc się nimi, tak że paliło ją mocniej niż kiedykolwiek. Ból był tak potworny, że przejął nad nią kontrolę, wziął górę i dziewczyna wiła się teraz w pomiętej pościeli, drżąc na całym ciele i rzucając się w agonalnych konwulsjach.
—  Coś niedobrego dzieje się ze mną! — krzyknęła.
— Po prostu umierasz, to wszystko. — Usłyszała i te słowa ją przeraziły. — Nie bądź głupia.
— Och, Boże! — poczęła jęczeć i zawodzić niczym stara kobieta. — Ja... Umieram! — wykrzyczała — Umieram! Nie chcę umierać! Ja chcę żyć!
— Gdy proces zmiany dobiegnie końca, będziesz żyć przez długi, długi czas ciesząc się bardzo dobrym zdrowiem i doskonałą kondycją. Możesz mi uwierzyć na pewno — zapewnił ją szczerze, głos miał przy tym delikatny, ale zdecydowany.
— Naprawdę? — zapytała otwierając szeroko oczy, w których miała łzy, wielkie jak ziarenka grochu. Trzymały się one powiek, nie chcąc spaść. Pociągnęła nosem kilka razy, i przetarła go chusteczką, z wielkim trudem powstrzymując się od płaczu, ale jej i tak ciałem wstrząsnął spazmatyczny szloch.  I już nie będzie mnie bolało? — zadała pytanie ledwie słyszalnym szeptem, głosem drżącym z przejęcia i tlumionych w środku emocji. Czując jak ogarnia ją rozpacz, schowała twarz w obu dłoniach i zaczęła głośno szlochać, nie próbując nawet uspokoić nierównego oddechu. Nagle umilkł jej płacz, odjęła ręce od twarzy i spojrzała na niego z niewysłowionym smutkiem i wzrokiem zbitego psa. Jej  wyciągnął rękę i delikatnie dotknął jej ramienia, jakby chciał ją pocieszyć i dodać otuchy.

— Nie, już nie będzie bolało. Wszystko będzie w porządku  — powiedział delikatnie.

Przez całą tę  krótką wymianę zdań, której nie można chyba było nazwać rozmową, ogień płonący we wnętrzu jej ciała bynajmniej nie osłabł, wciąż szalał dalej i siał spustoszenie I nie było widać końca tych tortur. Dla Nicole, która całkowicie straciła poczucie czasu nie miało to ani początku ani tym bardziej końca i stanowiło jeden nieskończenie długi moment wypełniony niczym innym niż tylko bólem,  silnymi dreszczami podczas których trzęsła się jak podczas ataku febry, a także wysoką gorączką, która nie spadała od jakiegoś czasu. Jedyną zmianą, jaka nastąpiła – nieprawdopodobną zmianą – było to, że niespodziewanie ból stał się dwukrotnie silniejszy, a jej krzyki podczas których błagała jakiegokolwiek Boga, który istniał, aby oszczędził jej kolejnej sekundy męki i pozwolił jej umrzeć. W tamtej chwili tylko tego najbardziej pragnęła — żeby to wszystko po prostu się skończyło. Nie prosiła o wiele

Może po kilku sekundach, a może po kilku dniach, tygodniach czy nawet latach, Nicole odzyskała w końcu poczucie czasu i teraz była świadoma jego upływu. Dziewczyna z niemałym zdumieniem odkryła, iż powoli zaczęła odzyskiwać kontrolę nad swoim obolałym, poturbowanym i wycieńczonym ciałem. Poszczególnymi etapami trwania tej kontroli, którą w każdej chwili przecież mogłaby utracić, a wtedy ponownie pozwoliłaby dać zepchnąć się w pustą i głuchą ciemność. W tamtym miejscu rzeczywistość, która ją przygniatała, czerwona i gorąca niczym lawa wulkaniczną przestawała istnieć i nie było niczego — nawet samej dwudziestolatki. Jej ciało wiło się i podrygiwał, chociaż była niemalże pewna, że zbyt silny ból uniemożliwia jej poruszenie chociażby małym palcem u stopy. W umyśle dziewczyny spowitą gęsta czerwoną mgłą, pojawiło się nagle dużo wolnego miejsca, przestrzeni, w której zaczęła rozwijać w sobie nową zdolność doświadczania działania niszczycielskiego ognia. Teraz potrafiła docenić każdy przenikający jej tętnice, żyły i naczynia włosowate płomień i analizować jego siłę z osobna. Była zbyt słaba, żeby móc z tym walczyć, dlatego też pozwoliła pochłonąć się niemal całkowicie mrokowi i czerni. Gdy tam przebywała, zrozumiała, że było to dla niej dobre, bo wtedy nie odczuwała właściwie żadnego bólu, i udawało się odliczać z momentu agonii całe sekundy, a nawet minuty, które wydawały się trwać całą wieczność lub nawet dłużej. Wtedy zaczynała myśleć o tych wszystkich cudownych i wartych zapamiętania chwilach, które spędziła z najbliższą rodziną, przyjaciółmi albo jej chłopakiem — Mattem, który zawsze się o nią troszczył i nie pozwalał, żeby działa się jej jakaś krzywda. Te wspomnienia zalewające jej mózg, sprawiały, że coraz trudniej było jej powrócić do rzeczywistości, która ją otaczała i uczepić się jej, niczym płonącego stosu, ale próbowała to zrobić. Po pewnym czasie jednak odzyskiwała świadomość i powracała do realności, gdzie znajdowała się na jawie. Tam odnosiła wrażenie, jakby wszystkie jej kości łamały się każda z osobna i w tym samym czasie była bita przez zawodowego mistrza bokserskiego. Zdawała sobie sprawę, że istniały rzeczy znacznie bardziej ważniejsze niż te wszystkie tortury, którym była przez kogoś poddawana, ale w tamtej chwili nie potrafiła sobie przypomnieć, choć starała się.

W jej wnętrzu nadal wrzała walka — jej serce, które biło tak mocno jakby lada chwila miało wyskoczyć z klatki piersiowej dziewczyny ścigało się z atakującym je ogniem. Oboje skazani byli na porażkę; ogień najbardziej, bo kończył mu się zapas paliwa, który go zasilał. Jej mięsień sercowy galopował na ostatnich nogach i nie zatrzymywał się, nawet wtedy, gdy siła pożaru sięgnęła zenitu, a ból oszałamiał, paraliżował, przykłuwał łańcuchami.

Odpowiedzią na ten finalny atak było pojedyncze przytłumione uderzenie. Jej serce jeszcze dwukrotnie się zacięło na ponad pięć minut , a potem stuknęło cicho jeden jedyny raz.

  ***
Nicole obudziła się powoli, niepewna, co ją zaniepokoiło i wyrwało ze snu. Z zamkniętymi oczami leżała jeszcze przez kilka minut, a jej policzek spoczywał na czymś miękkim. Leżała na boku, zwinięta w kłębek w chłodnej, delikatnej ciemności, która ją otaczała, a jej głowa spoczywała na poduszce. Zupełnie nie pamiętała chwili, w której obudziła się gwałtownie z płytkiego i nerwowego snu, w który zapadła dopiero wtedy, kiedy zbliżał się świt. Momentowi przebudzenia towarzyszyły emocje takie jak zaskoczenie mieszające się z dezorientacją, bo początkowo nie potrafila przypomnieć sobie, gdzie się znajdowała, jak tutaj trafiła, ani co działo się z nią wcześniej. Wiedziała tylko, że leżała w łóżku szczelnie okryta miękkim kocem, opierając głowę, która wydawała się dziwnie ciężka, na mokrej od łez poduszce.Wzrok miała utkwiony w pomalowanym na biało suficie, ozdobionym bardzo wyszukanymi rozetami i grymsami pomalowanymi na kontrastowy kolor. Niebieski kolor jej oczu był piękny, ale były one matowe, jakby martwe, zastygłe, pozbawione życia. Źrenice miała natomiast tak rozszerzone mieszaniną strachu i zdziwienia, że tęczówki były niemal niewidoczne.

Malutki podbródek rysował się ostrą linią na wystającej szczęce; drobne zęby - białe, równe i przytknięty do nich język, widoczne były zza lekko rozchylonych sinawych warg. Jej klatka piersiowa unosiła się i opadała; oddychała szybko i płytko jakby była zasapana, a w skroniach pulsował tępy ból będący zapowiedzią migreny. Całe jej ciało domagało się wypoczynku i regeneracji, ale z drugiej strony wyrażało potrzebę, której nie zrealizuje, gdy będzie leżała w łóżku. Nie wiedziała do końca, czego domagają się jej komórki, zaledwie przeczuwała pragnienie, które musiała zaspokoić natychmiast. Nawet gdyby udało jej się zignorować zachciankę ciała (choć z góry zakładała porażkę), zostawały jeszcze niezaspokojone potrzeby poznawcze.
Przez krótką chwilę jej myśli pełne niezrozumiałego niepokoju i przepełnione lękiem, błądziły po umyśle bez celu, niczym ślepiec zamknięty w labiryncie bez wyjścia, ale przywołała się do porządku.  Momentu, w którym została napadnięta przez niezidentyfikowanego napastnika, nie pamiętała prawie nic, zupełnie jakby ktoś wyczyścił jej pamięć i tym samym pozbawił ją tych nieprzyjemnych wspomnień.  Pomimo tego, mętne i niewyraźne wspomnienia, będące chaotycznymi fragmentami składającymi się z wielu obrazów, nadal powracały i sprawiały, że nie mogła się ani trochę uspokoić. Ogólnie rzecz biorąc, w tych wspomnieniach ostatnich wydarzeń panował niezły bałagan i trudno było z nich cokolwiek wywnioskować.

Miała lekkie wypieki na policzkach, wskutek czego wyglądała, jakby zaatakowała ją grypa. Jej niebieskie oczy zaś były szkliste, okrągłe, pozbawione blasku i życia, a włosy w nieładzie, jakby próbowała rozczesać je palcami, opadały kosmykami na uszy. Walcząc z przykrym smakiem w przełyku, przełknęła ślinę, która w nadmiarze pojawiła się w jej ustach. Stłumiła w sobie narastajacy atak paniki i w gęstych ciemnościach dookoła niej usłyszała swój krzyk z błaganiem o to, aby ktoś włączył światło. Kiedy złoty blask rozświetlił pokój zamrugała, przyzwyczaiła się do światła i zobaczyła mężczyznę siedzącego na krześle naprzeciwko jej łóżka.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

rozdział któryś tam

 ♣️PISANE OD NOWA!♣️ Z trudem mogła złapać oddech, przed jej oczami zatańczyły czarne plamki, a pokój zaczął wirować wokół niej w zawrotnym ...