Nicole widziała tego mężczyznę po raz pierwszy w życiu i nie przypominał jej nikogo, kogo znała. Chociaż jego twarz miała dość pospolite rysy i nie wyróżniała się niczym szczególnym, była wręcz nieciekawa. Przeciętna, chorobliwie, wręcz niezdrowo blada okolona była czupryną rozrzuconych w nieładzie kręconych, czarnych włosów. Opadały mu one niedbale na czoło, tuż nad brązowymi oczami, których spojrzenie było rozumne i głębokie, a przy tym odznaczało się wyjątkową łagodnością. Jeden niesforny kosmyk z lewej skroni opadł mu na czoło, prawie do końca nosa, nadając jego twarzy chłopięcy bezbronny wygląd. Odgarnął go prawą ręką pełnym zniecierpliwienia gestem. Nicole oszacowała wiek nieznajomego na nie więcej niż trzydzieści kilka lat, może był nawet lekko przed czterdziestką. Mimo tego, że drewnianym krześle stojącym obok łóżka, wyglądał na dość wysokiego; Nicole oceniła, że na pierwszy rzut oka mógł mierzyć więcej niż sto dziewięćdziesiąt centymetrów. Nie był barczysty, ale mimo to dobrze zbudowany i co zwróciło uwagę dziewczyny to, to, że wyglądał jakby dopiero co się ogolił, ale na mocno zarysowanej szczęce widoczne były ślady jednodniowego zarostu. Miał na sobie ciemnoszare spodnie jeansowe i koszulę w kratę z podwiniętymi rękawami, odsłaniającymi umięśnione ręce.
– Witaj – powiedział. Tembr jego głosu był zupełnie naturalny, niski i aksamitny, delikatny i przyjemny dla ucha, niemalże hipnotyzujący, lecz zupełnie nie pasujący do jego postury. – Obawiałem się, że możesz obudzić się sama i będziesz się bała.
— Och, to totalna bzdura. – powiedziała i na potwierdzenie tych słów machnęła lekceważąco ręką. Zaraz potem, gdy tylko wypowiedziała te słowa uświadomiła sobie – z pewnym lekkim opóźnieniem, że jej głos brzmiał zupełnie inaczej niż dotychczas i przez krótką chwilę nie była w stanie go rozpoznać. Był zachrypnięty, niczym głos należący do wieloletniej palaczki, a przy tym metaliczny, prawie jakby była przeziębiona albo stąpała boso po trawie w chłodny poranek.
— Byłem przy tobie kiedy spałaś i pilnowałem cię. Kilkukrotnie w nocy zmieniałem ci też kroplówki, pilnując, żeby ich zapas się nie wyczerpał.
Słysząc te słowa, które ją zaniepokoiły ponieważ Nicole nie miała najmniejszego pojęcia o czym on mówił. zignorowała zawroty głowy, które sprawiały, że pokój zaczął się niebezpiecznie kręcić i wirować. Następnie mrużąc opuchnięte od płaczu oczy ostrożnie delikatnie podniosła się do pozycji siedzącej. Dziewczyna poruszyła się niespokojnie i dopiero teraz spostrzegła, że w jej żyle łokciowej tkwił boleśnie wkłuty wenflon, do którego podłączony był przewód kroplówki, wypełniony czerwonym płynem. l potem zauważyła puste torebki krwi leżące na stoliku nocnym, których musiało być co najmniej z tuzin. Widok ten wydał się jej dziwnie znajomy i obudził w niej pewne wspomnienie, mgliste, niewyraźne i wyblakłe jak materiał pozostawiony na słońcu przez lata. Roiło się ono na krawędzi jej umysłu i mogło być tylko sennym majakiem, ale miała że już doświadczyła tego wcześniej.
– Ale... Ja chyba nie rozumiem. – odparła wyraźnie skonfundowana, o czym świadczyły zmieszanie, skołowanie i zagubienie słyszalne w jej głosie. – Po co krew? Czyżbym potrzebowała transfuzji? – Pytania, które zadała skołowana dwudziestolatka były jak najbardziej na miejscu, biorąc pod uwagę nietypową sytuację w jakiej się znalazła i której kompletnie nie rozumiała. Czuła się zagubiona, bardzo zmęczona i bezsilna, była niczym małe bezbronne dziecko, które potrzebowało opieki kogoś dorosłego. Przez krótką chwilę jej myśli pełne niezrozumiałego niepokoju i przepełnione lękiem, błądziły po umyśle bez celu, niczym ślepiec zamknięty w labiryncie bez wyjścia, ale przywołała się do porządku.
Nicole wciąż była wyczerpana, osłabiona i nadal odczuwała ból w każdej części ciała, chociaż nie był on tak silny, jak ten, którego doświadczyła w ciągu ostatnich kilkunastu godzin. Była całą masą bólu i przez jedną
chwilę wciąż była pewna, że cierpiała z powodu grypy, która doprowadziła ją
do tego stanu i przez którą musiała przebywać na tygodniowym zwolnieniu lekarskim.
– Krew jest konieczna, aby przyspieszyć i ułatwić zmianę – wyjaśnił cierpliwie i spokojnie. – Nie powinnaś potrzebować jej dużo, bo rany, które odniosłaś są już prawie wyleczone. Jeszcze góra dwie albo trzy torebki, ale nie więcej.
– Nie czuję się najlepiej – powiedziała słabym, łamiącym się głosem, zupełnie, jakby miała wybuchnąć histerycznym szlochem. Chociaż siedziała na łóżku, zaraz jednak znowu zrobiło się jej słabo i postanowiła ponownie się położyć. – Chyba zaraz stracę przytomność. – powiedziała poważnie I przez chwilę ogarnął ją autentyczny niepokój, że faktycznie mogło się tak stać, a wtedy spaliłaby się ze wstydu.
Przed oczami Nicole zaczęły tańczyć czarne plamki, pojawiły się mroczki. Krew mocnymi falami napływała jej do głowy, co sprawiało, że odczuwała zawroty. Jej oddech był płytki urywany, płuca paliły ją żywym ogniem przy każdym zaczerpnięciu powietrza. W dodatku odczuwała wyjątkowo nieprzyjemną suchość w gardle, przez co miała wrażenie, jakby język przykleił się jej do podniebienia. Jej język był suchy niczym rzemienny pas i szorstki jak papier ścierny, oblizała jego koniuszkiem spieczone wargi, ale to niewiele pomogło.
Ciemne krucze włosy okalały jej twarz, a oczy przysłonięte gęstymi długimi rzęsami i lekko uniesionymi brwiami patrzyły na mężczyznę niemal wyzywająco.
– Naprawdę? – Zapytał. Ton był jego głosu teraz był miękki, ciepły, niby beztroski, choć zdradzający napięcie i jakby podszyty niepokojem. Kiedy wreszcie na niego spojrzała, nieco zaskoczona tym pytaniem, zauważyła że przygląda jej z zaciekawieniem, uśmiechając się przy tym blado, chociaż spojrzenie miał raczej współczujące. Nie wiedziała, jak ma odpowiedzieć krótko na to pytanie, bo czuła się rozproszona przez kotłujące się w niej różne emocje, którym nie potrafiła nawet nadać nazwy. – Jesteś bardzo blada i faktycznie wyglądasz na słabą i chorą.
– Kim jesteś? – zapytała przyglądając mu się badawczo i z lekkim zaciekawieniem. Mężczyzna zrobił dziwną, nieco zaklopotaną i zdziwioną minę, zupełnie jakby nagle coś sobie uświadomił. – Najmocniej cię przepraszam – odparł. – To wyjątkowo niegrzecznie z mojej strony się nie przedstawić. Jestem twoim gospodarzem. – oznajmił z lekkim, szarmanckim i formalnym ukłonem. – Nazywam się Logan Wilson i jestem do twoich usług.
– Gdzie ja jestem? – Mimo ogólnego odczuwania ogólnego osłabienia i wyczerpania, niechybnie spowodowanego nawrotem paskudnej grypy, postanowiła zaryzykować pytanie, chociaż wypowiedzenie tych kilku prostych słów kosztowało ją mnóstwo wysiłku przez gardło, które nagle stało się ciasne. Było suche z pragnienia jak pieprz i wyschnięte niczym kawałek drewna do palenia w kominku, a język niczym z ołowiu. Spróbowała przełknąć ślinę, ale sprawiło jej to tylko ból i podrażniało spierzchnięte gardło, mimo tego przełykała dalej, właściwie bez celu.
– W moim domu – odpowiedział bystrze jej gospodarz, który z prawą doświadczonej pielęgniarki przymocowywal kolejną torebkę wypełnioną świeżą krwią. – Jesteś tutaj bezpieczna i nie grozi ci żadne niebezpieczeństwo – zapewnił ją, ponownie zajmując miejsce na krześle. Chciałbym móc cię lepiej poznać, więc odpowiedz mi coś o sobie – zasugerował lekkim gawędziarskim tonem, lecz dwudziestolatka nie była zbyt skora do nawiązania rozmowy. Patrzyła na niego półprzytomnie, czując ciężar własnego ciała i nagłą zbliżającą się senność.
– Więc... Nazywam się Nicole Allison Brennan, ale rodzina i najbliżsi mi znajomi mówią do mnie po prostu Nikki i...
– Wiem, jak się nazywasz i wiem również, że pracujesz w zakładzie mleczarskim...
– Skąd to wiesz? – warknęła Nicole.
– Takie dane widniały na twoim dowodzie osobistym oraz identyfikatorze – wytłumaczył spokojnie.
– Och – Zmrużyła oczy. – Jak się tutaj znalazłam? – Pytanie, które mu zadała było wręcz oczywiste.
– Przeniosłem cię z tamtego obskurnego zaułka, w którym cię znalazłem, tutaj. Uznałem, że to będzie najlepsze rozwiązanie.
– A to niby dlaczego?
Przyjrzał się jej w taki sposób, jakby był zupełnie zdziwiony i zaskoczony tym pytaniem, ale odpowiedział niemal od razu, nie pozostawiając sobie nawet chwili do namysłu.
– Nie mogłem cię tam zostawić, bo to byłoby nie tylko nieodpowiedzialne, ale też niebezpieczne. – wytłumaczył, a Nicole wytężyła swoje szare komórki mózgowe zmuszając się do myślenia, co nie przychodziło jej wcale tak łatwo i starając się tym samym zrozumieć coś z tego co do niej mówił. – Poza tym wiedziałem, że będziesz potrzebowała czasu na dostosowanie się.
– Dostosowanie się? – Źrenice Nicole zwęziły się, idealnie wydepilowane brwi uniósły się lekko do góry w geście zdziwienia. Jej serce zaczęło bić szybciej w klatce piersiowej, uderzając z gwałtownym łomotem, niczym serduszko małego ptaszka.
– Tak – Potwierdził, lekko kiwając głową.
– Dostosowanie do czego konkretnie?
– Do twojej zmiany.
– Zmiany?! – pisnęła przerażona i wystraszona nie na żarty Nicole, ponieważ do głowy przychodziły jej same najczarniejsze scenariusze i przez to zaczęła obawiać się najgorszego. Odsunęła z czoła kosmyk mokrej grzywki, przez chwilę nic mu nie odpowiedziała, próbując wytężyć swój umysł i zmusić się do myślenia. Próbowała przypomnieć sobie to, co działo się z nią w ciągu ostatnich kilkunastu godzin, ale te wspomnienia były bardzo niewyraźne, zamglone, zupełnie jakby to były wspomnienia wspomnień. Było tak jak gdyby próbowała przywołać stary film i pamiętała tylko pewne przypadkowe sceny, ale nie mógła sobie przypomnieć początku ani zakończenia. Tych kilka ulotnych obrazów przewijających się przez jej umysł niczym w kalejdoskopie wystarczyły, żeby Nicole wykrzyknęła pełnym przerażenia głosem:
– O mój Boże! Byłam świadkiem morderstwa i widziałam jak on zabija tę dziewczynę! – poczuła ogarniające ją przerażenie. – Ten szaleniec miał przy sobie nóż I zaatakował mnie! – Te powracające powoli wspomnienia sprawiły, że Nicole przycisnęła dłoń do szyi w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń, ale ku jej niekrywanemu zdumieniu skóra była gładka i pozbawiona blizn, które przecież powinny się tam znajdować. – Ten szaleniec napadł na mnie i mnie zaatakował! Zadawał mi ciosy nożem w brzuch!
– Te powracające powoli przypadkowe i pogmatwane wspomnienia sprawiły, że wystraszona nimi Nicole odsunęła bok kołdrę, którą była szczelnie okryta i podwinęła koszulkę do góry odsłaniając brzuch w poszukiwaniu jakichkolwiek obrażeń. W tamtej chwili Wyraźnie przypominała sobie, jak nóż uderza w jej ciało, gdzie już nie było żadnych bandaży i żadnych oznak urazu poza kilkunastoma bladorożowymi bliznami pokrytymi cienką skórą, będących pozostałościami po głębokich ranach kłutych. Zaczerpnęła gwałtownie powietrza, oczy rozszerzyły się niewiarygodnie gdy przyglądała się w niedowierzaniu tym bliznom. Nieoczekiwanie zamarła, kiedy znaczenie tego w nią gwałtownie i z impetem uderzyło i zorientowała się, że od momentu kiedy została zaatakowana musiały minąć całe tygodnie, a może nawet miesiące.
– Dobry Boże... – Dotarło do niej, że została zaatakowana przez jakiegoś szalonego nożownika i była pewna, że ciosy nożem, które jej zadawał bez wątpienia były śmiertelne. Przynajmniej byłyby, gdyby Nicole nie została udzielona natychmiastowa pomoc i nie zostały jej podane leki o jakichś cudownych leczniczych właściwościach. W jej umyśle pojawiło się niejasne wspomnienie jej napastnika, a potem mężczyzny o brązowych oczach, który mówił jej, żeby odpoczęła i zregenerowała siły, podczas gdy on zajmie się opatrywaniem jej ran. Nakazywał jej też pić, jednakże nie było tam żadnej szklanki, z której miałaby pić, a mimo to, przypomniała sobie ciepły i gęsty płyn na języku, lekko słony i metaliczny – Kiedy to się wydarzyło? To znaczy ten atak?
– Nie dalej jak dwa dni temu. – wyjaśnił cierpliwie i spokojnie.
– Dwa dni temu? Że co takiego? Przecież to nie jest w ogóle możliwe – Nikki zamrugała kilka razy zmieszana i wręcz zszokowana. Potrząsnęła gwałtownie głową, gdy uświadomiła sobie, że jej rany zagoiły się do blizn w zastraszająco szybkim tempie. Przesunęła delikatnie opuszkami palców po zgrubieniach blizn wydając się głęboko pogrążona w myślach jakby daleko stąd, próbując po prostu zrozumieć.
– Dzięki przyspieszonemu czynnikowi leczenia, leczymy się z odniesionych obrażeń znacznie szybciej niż śmiertelnicy.
– My? Śmiertelnicy? – Miała wrażenie, że jej język jest szorstki i suchy niczym papier ścierny i niczym bryła rozżażonego węgla, przez co z trudem i niewyraźne wypowiadała słowa, ale jej gospodarz wydawał się bez problemu rozumieć co do niego mówiła.
– Tak. Obawiam się, że była tylko jedna możliwość na ocalenie cię i podczas gdy powszechnie lubimy dostawać pozwolenie, zanim kogoś zanim uczynimy kogoś jednym z nas, nie byłaś w stanie podjąć tej decyzji. Poza tym, nie mogłem tak po prostu pozwolić ci umrzeć i postanowiłem uratować Ci życie.
– Uratować moje życie?
– Tak. Twoje życie.
– Ale w jaki dokładnie sposób? Podałeś mi jakieś specjalne leki?
– Nie. – odpowiedział. – Jedynym sposobem na ocalenie twojego życia było przemienienie ciebie.
– Przemienienie się w co dokładnie? – Z trudem przełknęła gorzką gulę, która powstała się w jej gardle, zanim uformowała pytanie.
– W nieśmiertelną istotę.
– W nieśmiertelną istotę – powtórzyła za nim te słowa mechanicznie niczym papuga, zmagając się z najróżniejszymi emocjami. – Masz na myśli taką nieśmiertelną istotę jak w tym filmie, w którym zagrali ci przystojni aktorzy... – zmrużyła oczy przez sekundę myśląc intensywnie i usiłując przypomnieć sobie ich nazwiska –... Christopher Lambert i Sean Connery. A film nosił tytuł...
– Highlander – podsunął jej bystrze odpowiedź.
– Tak – zgodziła się kiwając głową niczym mały samochodowy piesek. – Highlander.
– Nie nieśmiertelny jak Sean Contry i Christopher Lambert w
Highlanderze – wyjaśnił cierpliwie jej gospodarz, – W każdym razie nie do końca. Raczej nieśmiertelny jak... cóż, najbliższą ci rzeczą, którą zrozumiesz, jest wampir. – Ukrył twarz w dłoniach, oparł łokcie na kolanach po czym westchnął głęboko i trwał tak chwilę w tej pozycji, a gdy odjął dłonie od twarzy zauważyła, że tęczówki jego oczu w fascynujący sposób kontrastujących z jasnym odcieniem jego zmieniły kolor z ciepłego intensywnego brązu i zaczęły lśnić nieziemskim srebrem. – Odebrałem Ci twoje ludzkie życie i jest mi z tego powodu bardzo przykro. Nie oczekuję tego od ciebie, ale mam nadzieję, że kiedyś wybaczysz mi to co Ci zrobiłem.
– O czym ty mówisz?
– Z mojego powodu nie jesteś już dłużej człowiekiem. Przemieniłem cię Nicole. Przemieniłem cię w wampirzycę.